Wojciech Zarzycki, co rusz zaskakuje nietuzinkowymi pomysłami. Popularny „niemagister” chce stworzyć w Staszowie Klub Morsa. Póki, co do lodowatej wody wchodzi sam, a wraz z wolontariuszami prowadzi nietuzinkową świetlicę dla dzieci.
Kiedy dostaliśmy zaproszenie do świetlicy prowadzonej przez Wojciecha Zarzyckiego i jego wolontariuszy nie przypuszczaliśmy, że można w dzisiejszych czasach zorganizować dzieciom i młodzieży popołudniowy czas bez potrzeby korzystania z komputera i internetu.
DRUGIE ŻYCIE SZKOLNEJ PIWNICY
A jednak można. I to jak! Świetlica znajduje się w piwnicach Liceum Ogólnokształcącego imienia kardynała Stefana Wyszyńskiego. Z tą placówką Wojciech Zarzycki był związany przez wiele lat jako nauczyciel. – To jest nasz Hades – mówi na powitanie.
Wszystko mieści się w pomieszczeniach, które na co dzień są do dyspozycji szkolnego baru. Popołudniu, kiedy uczniów już nie ma, piwnice ożywają na nowo. Codziennie przychodzi tutaj kilkanaście osób. Jedni grają w bilard, inni w ping – ponga, piłkarzyki, jeszcze inni ćwiczą na stacjonarnych rowerkach lub zgłębiają tajniki szachów. Gdy zaczynamy robić zdjęcia młodzi trochę się krępują, ale po kilkunastu minutach przestają zwracać na nas uwagę i biorą się za dotychczasowe zajęcia. Przecież szkoda marnować cenny czas.
Sprzętu jest tyle, że każdy podopieczny mógłby sobie wybrać jeden z nich i przez całe popołudnie mieć go na wyłączność. – I tak nie wykładamy wszystkiego – mówi Zarzycki i pokazuje miejsca, w których są nie rozłożone sprzęty. Skąd to wszystko się tutaj znalazło? Większość należy do niego, ale niektóre z eksponatów przynieśli pozostali działacze świetlicy.
HADES PEŁEN RADOŚCI
Hades swoją działalność rozpoczął rok temu. Świetlicę tworzy grupa wolontariuszy. Każdy z nich ma inną profesję, ale łączy ich chęć pomagania dzieciom. Wszystko zdaje się koordynować Wojciech Zarzycki, choć on sam mówi, że jest to wspólne dzieło. – Jest wiele dzieci, którym trzeba pomóc. Niczego sam bym nie zdziałał. Pomogła mi dyrekcja szkoły, właściciele baru szkolnego i wolontariusze. Bez nich nie byłoby niczego– tłumaczy.
Hades to miejsce dla każdego i w każdym wieku. Bywało tak, że do świetlicy przychodziły przedszkolaki, jest tak, że są i dorośli. Wśród podopiecznych przeważają uczniowie szkół podstawowych i gimnazjum. – Na chwilę obecną mamy zapisanych około 60 osób. Nie wszyscy przychodzą na raz. Każdy sam decyduje, kiedy chce przyjść do świetlicy. My czekamy na nich codziennie – mówi Zarzycki.
WCHODZISZ, CZYLI AKCEPTUJESZ WARUNKI
Ale świetlica to nie samowolka. Wejście na teren Hadesu oznacza akceptację warunków tam obowiązujących. Przede wszystkim nie wolno palić, pić alkoholu, przeklinać czy wszczynać bójek. Każdy swoją wizytę zaczyna więc od… czytania książek. Każdego dnia każdy uczestnik poświęca na to około 30 minut. Książek jest pod dostatkiem. Można się również uczyć lub odrobić lekcje. Wojciech Zarzycki od lat słynie z matematycznej pasji, a chętni na korepetycje ustawiają się w kolejkach.
Każdy z wolontariuszy ma inne zdolności i wykorzystuje je w pracy z dziećmi. A tej nie brakuje. Doświadczyli tego na własnej skórze w pierwszych miesiącach, kiedy następowała swoista próba sił.
– Pierwsze miesiące były ciężkie. Podopieczni świetlicy bardzo buntowali się przeciw nowym regułom. Czasem zajęcia kończyły się nawet po 15 minutach. Zrobiliśmy tak wiele razy. Trzeba było czasem usunąć wszystkich, że by dzieci zrozumiały, że tutaj funkcjonują inne zasady. Udało nam się do nich trafić. Teraz współpraca jest naprawdę dobra – mówi Ewelina Wojdan. Jest wolontariuszką związaną ze świetlicą od początku. Studiuje obecnie na 3 roku pedagogiki.
WOLONTARIUSZE O LEKCJI ŻYCIA
Złamanie regulaminu oznacza sankcje. Kiedy gościmy w Hadesie ponad godzinę ani raz z ust młodych ludzi nie dobiegają przekleństwa.
Przy stole Mirek gra z jednym z podopiecznych w szachy. Siedzą skupieni, rozmawiają i nie odrywają się od gry, obok dziewczyny ćwiczą na rowerkach, z drugiej zaś strony trwa kolejna rozgrywka na stole bilardowym.
– Przede wszystkim naszym celem jest dać radość dzieciom i pomoc. Jeśli ktoś chce może czytać przez cały czas, jeśli chce przynieść zadanie domowe, pomożemy mu je rozwiązać. Każde z tych dzieci potrzebuje przede wszystkim zainteresowania – tłumaczy Zarzycki. Lista podopiecznych zawiera ponad 60 nazwisk.
Spotykają się codziennie. Zaczynają od 14 a kończą z reguły o 18. Często jest tak, że zostają z podopiecznymi „po godzinach”, niemal zawsze czekają na nich w soboty i niedziele. Na koniec dostają zawsze coś do zjedzenia. Zwykle są to słodkie bułki. Pomaga mi Piekarnia pod Telegrafem i Sojda. Zjawiam się przed zamknięciem sklepu i dostaję słodkie bułki. Czasem po niższej cenie, czasem za darmo. Zdarza się tak, że inne osoby stojące w kolejce widząc, że kupuję bułki, same dokładają po kilka sztuk – mówi nasz rozmówca.
7 osób
POD MASKĄ KRYJĄ SIĘ FAJNE DZIECIAKI
Mirosław Ziemniak też jest jednym z wolontariuszy. – Zostałem poproszony przez pana Wojtka. Pomyślałem, że chętnie pomogę. Jestem obecnie bezrobotnym więc może na coś się przydam (śmiech). Dzieci czasami są grzeczne, czasami nie. Często rozmawiam z nimi przy szachach i odkrywam, że to są fajne dzieciaki. Mają problemy, radości, tylko często jest tak, że nie mają o tym komu powiedzieć – mówi wolontariusz.
Marzeniem Wojciecha Zarzyckiego są kolejne tego typu świetlice w Staszowie. Do tego potrzeba jednak przede wszystkim wolontariuszy. – Zależy nam na tym, aby znaleźć ich jak najwięcej. Praca nie jest łatwa, a na początku to wolontariusz musi się nauczyć jak postępować. Musi po prostu dawać dobry przykład – wyjaśnia Zarzycki.
HADES TO ZA MAŁO. TO MOŻE KLUB MORSA?
Jak się jednak okazuje to nie jedyny cel jaki postawił przed sobą popularny „niemagister”. Zimą, niemal codziennie można go zobaczyć, kąpiącego się w stawach nad Czarną. Widok mężczyzny wchodzącego do lodowatej wody wzbudza ludzką ciekawość, ale jak do tej pory Zarzycki kąpie się zimą sam.
– Nie jest to takie straszne jak się wydaje. Najważniejsza jest porządna rozgrzewka. Potem można wejść do wody. Trzeba pamiętać, że w wodzie nie ma nigdy minusowej temperatury, więc jeśli na zewnątrz jest minus dziesięć to w wodzie jest znacznie cieplej. Taka kąpiel znakomicie wpływa na zdrowie i samopoczucie – tłumaczy. – Jeśli ktoś byłby chętny to zapraszam. Może uda się w Staszowie stworzyć klub morsa – dodaje wycierając się po rześkiej kąpieli ręcznikiem.