Do Ludzi Dobrej Woli

Szanowni Państwo

Piszę do Was ten poważny list, chociaż nie lubię pisać listów, zwłaszcza poważnych. Moją specjalnością są teksty żartobliwe i satyryczne, o czym można się przekonać na mojej stronie internetowej www.niemagister.pl. Okoliczności zmuszają mnie jednak do takiego kroku, a są one następujące.

Otóż od prawie dwóch miesięcy wraz z grupą wolontariuszy prowadzę zajęcia dla dzieci z ubogich rodzin  w barze piwnym ” Bar Cafe” na ulicy gen. Karola Świerczewskiego w Staszowie (Polska, woj. świętokrzyskie).  Dzieci i młodzież najpierw przez minimum około pół godziny uczą się z wolontariuszami lub czytają książki, a następnie mogą korzystać z atrakcji: stołu bilardowego, piłkarzyków, szachów i innych gier. Na koniec zajęć uczestnicy dostają słodkie bułki lub ciasto kupowane w staszowskich cukierniach. Miejsce zajęć – bar piwny – nie nadaje się do tego na dłuższą metę, a szczerze mówiąc i na krótką też nie. Dlaczego w takim razie one się w nim odbywają? Jesteśmy do tego po prostu zmuszeni zaistniałą sytuacją. Wcześniej takie same zajęcia prowadziliśmy w Liceum Ogólnokształcącym im. ks. kard. S. Wyszyńskiego w Staszowie. Korzystaliśmy z pomieszczeń, w których do godziny 14.00 był szkolny barek, prowadzony przez prywatną osobę. Od 14.00 do 18.00 (a najczęściej dłużej) rozkładaliśmy sprzęty naszej świetlicy i udostępnialiśmy je dzieciom i młodzieży. Zajęcia odbywały się także w prawie wszystkie dni wolne od nauki (w soboty, niedziele, ferie, wakacje) z wyjątkiem największych świąt. Uczestniczyło w nich regularnie około setki młodych ludzi, a pomagało kilkunastu wolontariuszy (oczywiście, nie wszyscy przychodzili jednocześnie).Przez półtora roku korzystaliśmy z uprzejmości najemców szkolnego barku i zarówno my jak i oni byliśmy z tej sytuacji bardzo zadowoleni. Oni, bo kupowaliśmy u nich bułki dla podopiecznych i dla siebie, my, bo miejsce na tego typu działalność było idealne. Jak dowiedzieliśmy się z artykułów prasowych i audycji radiowej w Radiu Kielce (szczerze pisząc – ze zdumieniem) dyrekcja szkoły ani starostwo powiatowe w Staszowie nie zdawały sobie sprawy z naszej działalności przez ten cały okres jej trwania. Świadczy to niezbyt dobrze o tych władzach (bo strach pomyśleć, o czym one jeszcze mogą nie wiedzieć, jeżeli nie zauważyły stukilkudziesięciu osób działających otwarcie siedem dni w tygodniu przez półtora roku), natomiast bardzo dobrze o nas, wolontariuszach, gdyż jest najlepszym dowodem tego, że nasza praca w niczym nie przeszkadzała szkole oraz odbywała się bezpiecznie, spokojnie i w sposób dobrze zorganizowany.

Całe wyposażenie, potrzebne nam do prowadzenia tej największej świetlicy w promieniu wielu kilometrów od Staszowa, kupiłem z własnych oszczędności, a pewną część podarowali wolontariusze. Wydałem na to grube kilkadziesiąt tysięcy złotych, bo nabyłem między innymi: duży stół bilardowy z kamienną płytą, kilka mniejszych, siedem stołów tenisowych, kilka dużych dębowych szaf na książki i sprzęty, kilkanaście szaf i regałów, kilkaset książek (większość typu encyklopedii dla dzieci i młodzieży, Księgi Guinnessa, powieści w dużym formacie z kolorowymi ilustracjami itp.), kilkanaście stołów, stolików, ławek krzeseł i foteli, kilkadziesiąt gier różnego typu, kilka rowerów stacjonarnych, kilka steperów i kilka innych przyrządów do fittness, dwa telewizory (jeden 40 cali, drugi mniejszy), narzędzia do napraw sprzętu sportowego , miniwieżę stereo itp. itd. Z własnych prywatnych środków (zdobywanych dzięki umiejętności uczenia matematyki i kilku innych pokrewnych dziedzin nauki) utrzymywałem tę świetlicę, czyli ponosiłem koszty naprawy urządzeń, które intensywnie użytkowane czasem się psuły, dokupowywałem pingpongi, paletki do tenisa, kije bilardowe, bile itp. W okresie letnim wypożyczaliśmy dzieciom różnego typu piłki, paletki do badmingtona, rakiety tenisowe itp. Na zimę miałem kilka par nart biegowych i łyżew.

Wyliczyłem część sprzętu, który posiadamy, nie dla przechwałek, ale by pokazać skalę naszej działalności i to, że ona nic nie kosztowała ani organa państwowe, ani samorządowe, bo całe wyposażenie było zakupione prywatnie, a wolontariusze nie byli oczywiście wynagradzani przez te organa. Kim byli (i są) wolontariusze? Tak jak Państwo, do których się zwracam w tym liście, są to Ludzie Dobrej Woli. Jest wśród nich studentka trzeciego roku pedagogiki, pani magister rusycystyki, pan magister inżynier informatyki,  kilka innych studentek różnych kierunków, emerytowana nauczycielka wychowania fizycznego, kilku mężczyzn o wykształceniu technicznym różnego szczebla, uczniowie różnych szkół no i ja, niemagister, który więcej byłem zajęty zdobywaniem środków materialnych, kupowaniem potrzebnych rzeczy, ich naprawianiem, koordynowaniem pracy wolontariuszy, niż samym wolontariatem, ale też się do niego włączałem.

Jak dobierałem wolontariuszy? Prosiłem o pomoc w działalności świetlicy spokojne, odpowiedzialne osoby z mojego otoczenia, które coś pożytecznego umieją robić. Wśród wolontariuszy znalazły się więc osoby mające bardzo dobry kontakt z dziećmi i młodzieżą, potrafiące pomóc w  nauce z wielu przedmiotów, jest jedna osoba świetnie grająca w szachy (ja też sobie jakoś radzę), są dwie  grające dobrze na kilku instrumentach (zapomniałem wymienić profesjonalne organy, które ofiarował nam student muzykologii pochodzący ze Staszowa).

Początki naszej działalności były skrajnie trudne. Dzieci przychodzące do nas w większości z bardzo zaniedbanych środowisk społecznych nie chciały czytać książek, nie miały zwyczaju odrabiać lekcji, używały wulgarnych słów, próbowały palić papierosy w ubikacjach, starszym zdarzały się próby przychodzenia do świetlicy po wypiciu alkoholu. Kilka miesięcy zajęło nam wyeliminowanie złych nawyków i utrwalenie dobrych. Z satysfakcją obserwowaliśmy, jak tak zwana „trudna” młodzież zmienia się na lepsze, czyta książki dłużej niż to jest obowiązkowe, gra w szachy, dopytuje się o różne rzeczy związane z nauką. Mieliśmy plany dalszego rozszerzania naszej oferty – klub filmowy, wieczorki taneczne, nauka tańca, klub brydżowy, zajęcia plastyczne, mini-siłownia i wiele innych, które ciągle się pojawiały, bo co trochę dochodził jakiś nowy wolontariusz z nowymi pomysłami.

Gdy już wydawało nam się, że najgorsze mamy za sobą i czeka nas okres wspaniałego rozkwitu naszej społecznej inicjatywy, spotkała nas bardzo przykra niespodzianka. Szkoła rozwiązała umowę z najemcą barku szkolnego (powodem nie była nasza działalność) i z dnia na dzień dowiedzieliśmy się, że mamy zabrać cały sprzęt i zakończyć działanie na terenie szkoły. Żadne próby uregulowania naszego statusu nie przyniosły rezultatu, dyrekcja była nieugięta. Gdy odwołaliśmy się do opinii publicznej za pomocą mediów (prasa, radio, telewizja, internet), wywalczyliśmy to, że nasz sprzęt, którego nie mamy gdzie zabrać (jest tego parę ciężarówek) nie został wyrzucony na śmietnik, jak  zapowiadano zanim o sprawie zrobiło się głośno. Dyrekcja LO i starostwo powiatowe obiecuje, że jak będzie nowy najemca barku, pozwolą nam nadal działać. Jednak okrągłym frazesom o popieraniu naszej działalności, wypowiadanym wobec dziennikarzy, nie towarzyszą żadne realne czyny. Od prawie dwóch miesięcy wynajmujemy na cztery godziny dziennie bar piwny, w którym jest bilard, i tu usiłujemy nadal realizować nasze cele. Barek szkolny jest zamknięty, nie korzystają z niego ani uczniowie LO, ani nasza świetlica. Jest wiele symptomów, o których tu nie chcę pisać, aby list nie był zbyt długi, które każą nam sądzić, że osobistości od których zależy los naszej inicjatywy, są to Ludzie Złej Woli, lub skrajnie nieudolni (ja osobiście sądzę, że jedno i drugie).

Jednak znakomity polski piosenkarz śpiewał, że „…Ludzi Dobrej Woli jest więcej..”, więc dlatego piszę do Państwa z prośbą o pomoc. Jeżeli jesteście Dziennikarzami Dobrej Woli – przyjedźcie, zobaczcie, napiszcie, nagrajcie materiał filmowy lub radiowy. Argumenty władz, które blokują rozwój naszej świetlicy są tak cudaczne i idiotyczne, że będziecie mieć świetny materiał pokazujący Urzędową Bezduszność w stanie klinicznie czystym, a my, wolontariusze zyskamy nadzieję na samooświecenie staszowskich decydentów (które często ma miejsce w świetle reflektorów telewizyjnych, jak pokazuje praktyka w naszym kraju, Polsce). Jeżeli Państwo jesteście Widzami, Słuchaczami, Czytelnikami Dobrej Woli – zawiadamiajcie o problemie jak najwięcej Dziennikarzy Dobrej Woli (oni już będą wiedzieli, co robić dalej). Jeżeli jesteście Internautami Dobrej Woli – propagujcie naszą sprawę w Internecie.

Gdy wspólnymi siłami zwyciężymy (nie mam co do tego cienia wątpliwości), za kilka lat zaproszę Państwa do Staszowa do Świetlicy i Klubu „Hades”, aby zrobić Państwu przyjemność demonstracją działalności najlepszych w Polsce sekcji młodzieżowych: szachowej, bilardowej, tenisowej i paru innych. Na zakończenie części artystycznej  zespół wokalny wykona piosenkę naszego wspólnego autorstwa pt. „Dziwny był ten świat, ale go zmieniliśmy, bo Ludzi Dobrej Woli jest więcej”.

Wojciech Zarzycki zwany Niemagistrem

 

Podziel się na:
  • Śledzik
  • Twitter
  • Blip
  • Facebook
  • Wykop
  • Google Bookmarks

4 odpowiedzi na „Do Ludzi Dobrej Woli

  1. andrzjiskra pisze:

    wojtek dasz rade

  2. piotr czajkowski cafe bar pisze:

    ty jestes bohaterem powinienes zostac honorowym obywatelem gminy staszow.

  3. Jurek pisze:

    Panie Wojtku, jest Pan wspaniałym człowiekiem, życzę siły, samozaparcia i zdrowia w walce z tymi pseudo ludźmi. Z całą mojąrodziną trzymamy kciuki za Pana wspaniałe poczynania.

  4. Anna pisze:

    Witam serdecznie wszystkich niewiem od czego zacząć ale potrzebuje pomocy finansowej lub nawet rzeczy dla dziecka . Jestem mamą 2,5 miesięcznego dziecka i moje dziecko nie jest chore dzięki Bogu nie chce nikogo oszukiwać czy wymyślać jakieś historie . Dwa lata temu przeprowadziłam się do Rumuni pracowałam wyszłam za mąż wszystko było w porządku było ciężko bo mieszkaliśmy w domu mamy męża ale jakoś dawalismy rade . Gdy zaszłam w ciążę postanowiliśmy znaleźć jakieś mieszkanie i je wynająć udało się niestety po krótkim czasie mąż stracił pracę zadluzylismy się i teraz nie starcza nawet na podstawowe rzeczy dla dziecka my nie jesteśmy tacy ważni. Mąż znalazł znowu prace ale nie dajemy rade aby wyjść z długów i często brakuje na jedzenie i specjalne mleko dla synka które musi pić . Byłabym wdzięczna za jakikolwiek pomoc finansową każdy grosz się liczy tak jak za jakąś paczusze z dzeciennymi ubraniami . Nie chce się wzbogacić tylko wyjść na prostą wredny pokazuje moje posty wszędzie wierze ze znajdzie gdzieś jakąś dobrą dusza i pomoże nam w tym bardzo ciężkim czasie . Proszę o kontakt na anuszkahh@wp.pl

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *